Rok 2017. Eksplozje w szeregu elektrowni atomowych w europejskiej części Rosji oraz awarie i pożary w największych zakładach zmieniają bezpowrotnie to, co zwykliśmy nazywać Rosją. Wicher rozsiewa skażenie, którego rozprzestrzenianie się śledzi cały świat. Kilka tygodni później w Moskwie i innych miastach odkryte zostają pierwsze ogniska tzw. zarazy jekaterynburskiej. Tysiące, a później setki tysięcy Rosjan deformuje, często konając w męczarniach. Lekarze są bezsilni. Państwo rosyjskie pogrąża się w chaosie.
Wreszcie pojawia się ktoś, kto zdaje się panować nad tym wszystkim. Rosyjski generał, sam dotknięty zarazą – jego potwornie przerośnięte ciało nie pozostawia co do tego wątpliwości – lecz głoszący z podniesionym czołem: To nie choroba, to nowa jakość. Człowiek mający za sobą zastęp naukowców i armię.
Rosja zyskuje nowego przywódcę – prezydenta-imperatora* – i rozpoczyna walkę o to, by na powrót stać się mocarstwem. Na progu globalnego konfliktu prezydent-imperator obwieszcza rosyjskiej Dumie i całemu światu:
„Wizja transformacji krąży po świecie – transformacji człowieka starego, poddanego chorobom i słabościom toczącym go od zarania dziejów, w nowego, wolnego od nich, silnego i doskonałego. Wszystkie potęgi starego ładu połączyły się w świętej wojnie przeciwko tej wizji. Gdzie jest jednak taki naukowy autorytet, który zaprzeczyłby doskonałości nowych ludzi, który podważyłby osiągnięcia ostatnich lat?
Dwojaki wniosek wynika z tego faktu.
Transformacja została już przez wszystkie potęgi świata uznana za drogę rozwoju naszego gatunku.
Imperium zaś, nasza Rosja, obarczona została misją niesienia na swych sztandarach rewolucji transformacyjnej wszędzie tam, gdzie panuje stary porządek.”
***
Rewolucyjna Rosja to połączenie carskiego imperium z potęgą ZSRR. Jest w niej rewolucyjny zapał i polityka mocarstwowa, jest wojna domowa, stawiająca w płomieniach cały kraj, jest ekspansja, która pochłonęła oddzielone w latach ’90 republiki i która zatrzymała się na Rzplitej. Jest i prezydent-imperator, przywódca na miarę Piotra Wielkiego i Józefa Stalina. Ale jest też powszechne zamiłowanie do trunków (a zmutowane wątroby są wstanie pochłonąć jeszcze większe ich dawki), jest wszechobecna korupcja, jest dzika, sołdacka fantazja.
Lecz Rosja to przede wszystkim kraj transformacji, zdominowany przez mutantów i ich politykę. To gigantyczne reproduktornie, macice zwane pieszczotliwie matuszkami, produkujące bez ustanku Rosjan nowej generacji. Tu obywatele poddają się regularnym zabiegom, dzięki którym przemiany, które wiodłyby do ich śmierci, okazują się tworzyć nową ludzkość. Tu o zwyczajnym człowieku rzec można po prostu „zdeformowany”, lecz jest i nowe pokolenie, wyhodowane pod ścisłym nadzorem, które przeznaczone jest do specjalnych zadań i o którym nie sposób powiedzieć inaczej niż „nadczłowiek”. Albo „monstrum”.
Dzięki Rosji mamy białoruskich i ukraińskich watażków na granicach, stojących raz po naszej, raz po czerwonej, a najczęściej po swojej własnej stronie. Jej „zawdzięczamy” to, że Bałtyk przemienił się w „prazupę”, w której żyją stworzenia jak z najgorszych koszmarów. Że odżyło korsarstwo i szmuglerka. I to właśnie ona na powrót otwarła dla nas swe bezmierne przestrzenie, oferując – jak niemal od zawsze – kwatery w łagrach, gdzie nie wiadomo, czy śmierć dosięgnie więźnia z ręki strażnika, przez katorżniczą pracę, z głodu czy też z zimna.
Rosja rodem z RPO ma nam do zaoferowania to wszystko, co serwowała w całej swojej historii swoim obywatelom i wszystkim, do których zawędrowała z mniej lub bardziej bratnią pomocą. A do tego mutacje w najróżniejszych odmianach. Zapewniam Was – jest z kim się bić!
____________________
* No cóż... jest pewien problem. Otóż pliki z rozdziałami o Rosji są w redakcji, a mnie tam nie ma. I... nie jestem w stanie podać nazwiska prezydenta-imperatora, bo go zwyczajnie nie pamiętam. Sorry!
Ku chwale Odrodzonej!