Thursday, November 8, 2007

TV Front – Twoja wojna, twoja telewizja

TV Front – twoja wojna, twoja telewizja

Zanim jeszcze siedliśmy do spisywania Rzeczypospolitej Odrodzonej na poważnie, każdy z nas miał całą tonę notatek. W wordowych plikach mnożyły się pomysły i powstawały główne koncepcje gry. Gdy wymienialiśmy się tymi plikami, wszędzie widniał jeden postulat: RPO to gra całkowicie różna od Neuroshimy. Pojawiał się on na marginesach, między zdaniami; trzeba było mieć go na uwadze.

RPO zaczęliśmy pisać w cieniu Neuroshimy – liczącego 6 milionów znaków Molocha, którego wydaliśmy 2 edycje, do którego wyszło 14 dodatków. Pisanego specyficznym stylem, z zupełnie innym światem. Wypaliliśmy prawie do zera naszą rzeczywistość i na jej zgliszczach zbudowaliśmy świat NS.

Jak tylko powstał pomysł napisania RPO, już podczas pierwszych designerskich spotkań, wszyscy doszliśmy do jednego wniosku – świat Rzeczypospolitej Odrodzonej, Polska podczas III wojny światowej, musi żyć. Nie można go skazać na zagładę, nie można w niego przywalić bombami atomowymi, nie można zatruć jego mieszkańców i przemienić ich w mutantów.

W swoich notatkach, na początku każdego pliku, zaraz pod datą pisałem wielkimi literami „Nie można rozdupczyć tego świata! To nie jest Neuroshima!”.

Dla nas jednym z wyznaczników tej wojennej, różnorodnej i żyjącej rzeczywistości, z którą mamy do czynienia w RPO, były media: radio, prasa, telewizja. MOracz zafascynował się gazetami wydawanymi podczas wojny i propagandowymi plakatami, od razu chciał przenieść je na karty podręcznika; ja starałem się wyobrazić sobie przygody z wykorzystaniem jednego z tych elementów i przełożenie ich na klimatyczne elementy świata. Rafał wymyślił profesję reportera i opracował w jaki sposób taki korespondent może działać podczas wojny. Zaczął nawet pisać fragmenty podręcznika w stylu dziennikarskich relacji. Media, a szczególnie telewizja, dały nam wiele do myślenia. Analizując ich rolę w poszczególnych wojnach doszliśmy do wniosku, że zawsze, niezależnie od skali konfliktu, media nadawały całej wojnie odpowiedni ton, kierowały wydarzeniami, funkcjonowały nieustannie, jakby wojna w ogóle ich nie dotyczyła.

Jak więc wygląda telewizja w Polsce w 2025 roku?

Od lat spece obserwowali wzrastającą popularność wojennych relacji. Wcześniej nie udało się w wypadku Wietnamu, wojny w Zatoce, Irak ograniczono tylko do krótkich informacji o liczbach ofiar. Ale wojna światowa pomiędzy kilkoma wielkimi mocarstwami dała mediom pożywkę, na którą te czekały od lat.

Telewizją zainteresowało się również wojsko. Dawała ona możliwość przekazywania informacji, podnoszenia morale, manipulacji, które mogły być wykorzystane w walce o władzę, wytykających cudze błędy i bagatelizujące własne porażki. Niestety generalicja trafiła na opór ze strony wolnych i konkurencyjnych mediów, które unikały politycznego szufladkowania. Protesty, skargi, marsze dziennikarzy i zwolenników wolnych mediów protestujące przeciwko próbom oszukiwania społeczeństwa w kwestii liczby poległych na zagranicznych misjach w upolitycznionej telewizji nie sprzyjały generałom. Władze wojskowe chciały, aby TV wzmacniała ducha narodu w obliczu narastającego światowego konfliktu.

Mówi się, że wojna zaczęła się od telewizji. 5 września 2026 roku agenci Rzeszy przejęli polski nadajnik w Poznaniu i wyemitowali w Wielkopolsce telewizyjny spot, który zmienił bieg wojny. W orędziu Prezydenta RP zakodowano przekaz, który sprawił, że ludzie wylegli na ulice, protestując przeciwko władzy. Rozwinięta technologicznie Rzesza zakodowała w przeciągu paru minut w umysłach kilkuset tysięcy Polaków niechęć do władzy, nienawiść do bliźnich i chęć buntu. Zakodowała informację, że Rzesza pomaga, wprowadza na polskich ziemiach rozwój, ład i porządek. Kilkuminutowe przemówienie sprawiło, że ludzie we Wrocławiu i Poznaniu wylegli na ulice i zaatakowali budynki rady miasta, posterunki policji, sądy. Zanim odzyskali zmysły, zanim policja i wojsko krwawo stłumiły zamieszki, połowę Wielkopolski ogarnął chaos.

Wojskowi uświadomili sobie dlaczego w pierwszych chwilach wojny bomby Rzeszy nie zniszczyły telewizyjnych nadajników. Zareagowano szybko, oddziały komandosów wkroczyły do budynku TV Poznań i zablokowały sygnał. W przeciągu kilku godzin, dzięki dekretom Prezydenta, duże polskie stacje zostały przejęte przez państwo i poddane wojskowej cenzurze. Do kilku budynków zagranicznych agencji i polskich telewizji wkroczyło wojsko. Wszystkie protesty dziennikarzy brutalnie stłumiono. Trzeba było działać szybko. A to był dopiero początek, pierwsze godziny wojny.

Tzw. „wojny antenowe” wykorzystały zagraniczne korporacje medialne i rozrywkowe. Lobbując na rzecz swoich stacji, potentaci przekonali Ministerstwo Obrony, że stworzą ramówkę odpowiadającą warunkom wojennym. Zapłaciły grube miliony, żeby przejąć kilkadziesiąt nadajników, które wojsko od dawna chciało mieć pod swoje dyktando. W tym właśnie okresie powstały wojenne stacje, nadające na żywo relacje w pól bitew, powstała podlegająca rządowi telewizja WAR24, czy TVFront, która relacjonowała „ku pokrzepieniu serc” wspaniałe zwycięstwa polskiej armii. W relacjach z pól bitew miały też interes wielkie kompanie najemnicze, którym zależało na ukazaniu „żołnierzy” ich firmy w jak najlepszym świetle. To zwiększał szanse na kolejne kontrakty i subwencje od Ministerstwa Obrony. Korporacje i wojsko stworzyły samowystarczalną machinę do zarabiania pieniędzy.

Z zagranicznych nadajników strzeżonych jak fortece nadawano programy takie jak „Najlepszy Polski żołnierz”, czy „Bitwa24”, w których transmitowano zarówno za granicę jak i do kraju relacje z bitew, wywiady z generałami, programy prowadzące rankingi najskuteczniejszych oddziałów. Jednym spotem telewizja potrafiła wynieść jakiegoś dowódcę do rangi bohatera narodowego, jedną fałszywą informacją czy kontrolowanym przez wywiad przeciekiem niszczyła karierę i pozbawiała czci kolejnego.

Bardzo ważna rolę w tej całej medialnej zawierusze odegrali korespondencji wojenni. Wyszkoleni jak żołnierze, z kamerą przypominającą wyrzutnię rakiet przewieszoną przez ramię dzielnie podróżowali z oddziałami, relacjonując na żywo bitwy z Cyberszkopami, przesyłając na holoekrany w Tarnobrzegu czy na telebimy w Rzymie relacje z sukcesów i porażek Polaków. Pojęcie korespondenta wojennego relacjonującego wojnę z prawdziwego zdarzenia, pokazującego ludziom jej prawdziwe oblicze, straciło na znaczeniu. Korespondent stał się najemnikiem, psem wojny, jak większość polskich żołnierzy. Wojenny dziennikarz stał się zawodem ryzykownym i diablo dochodowym. Często dla większego efektu korespondenci namawiali oddziały do brawurowych akcji, bez zgody dowództwa, które kończyły się klęską, porażką, czy nawet śmiercią żołnierzy. Te akcje przykuwały do odbiorników więcej ludzi. Nic dziwnego, że dziennikarze w niektórych wojskowych kręgach traktowani są z pogardą.

Pozostała, niekontrolowana przez wojsko telewizja, to media niezależne. Nadające z ukrytych głęboko pod ziemią stacji pokazują prawdziwe oblicze wojny. Namawiają Polaków do walki, podają dane o siłach i liczebności wroga, grupach uchodźców i bezpiecznych rejonach. Część polskiego dowództwa, mniej zainteresowana czerpaniem profitów i zbieraniem laurów, patrzy na nie przychylnym okiem i nie cenzuruje wszystkich ich wiadomości. Są jednak ludzie, dla których reputacji owe stacje stanowią duże zagrożenie.

Pozostałe media (prasa, radio) w mniejszym stopniu odczuły naciski ze strony Ministerstwa Obrony. Na terytorium ogarniętej wojną Polski działa kilka gazet, które co kilka dni relacjonują jej przebieg zarówno w kraju, jak i w pozostałej części Europy. Mieszkańcy Lublina czy Rzeszowa mogą przeczytać informacje o obozach dla uchodźców, o klęskach i zwycięstwach na wschodniej granicy, o punktach pomocy zorganizowanych przez ONZ w większych miastach. Wszędzie roi się od plakatów i ulotek zachęcających do obrony Ojczyzny, telebimy w Katowicach, wielkie ekrany na sterowcach nad Krakowem namawiają każdego do wojny z najeźdźcą, pokazują polskiego żołnierza jako człowieka dumnego i walecznego. Radio jak szalone nadaje komunikaty z reszty europejskich krajów ogarniętych wojną. Mimo, że sygnał często się urywa, mimo, że obraz często jest ziarnisty, mimo, że holoekran stał się rarytasem, cała Polska wyczekuje informacji o końcu wojny, informacji o zwycięstwie.

Ku chwale Odrodzonej!